Katastrofa Cessny 172 na VI Małopolskim Pikniku Lotniczym w Krakowie
Samolot Cessna 172 wzbił się w powietrze przed godz. 18. w niedzielę. Nie uczestniczył w pokazach, był to jego pierwszy start w tym dniu. Samolot odlatywał już na lotnisko Warszawa-Bemowo z pasa w krakowskich Czyżynach. Na pokładzie były cztery osoby. Za sterami siedział doświadczony pilot z Aeroklubu Warszawskiego, posiadający zawodową licencję samolotów komunikacyjnych. - Już przy starcie coś było nie tak. Nie mógł przez chwilę wystartować i bardzo długo trwało, nim odleciał - relacjonuje pan Krzysztof, jeden ze świadków.

Awionetka leciała zaledwie kilka minut. Na terenie parku 1000-lecia przy os. Oświecenia, pół kilometra od miejsca startu, samolot runął wprost na drzewo i doszczętnie spłonął. - To był jeden wielki słup dymu, niebo zrobiło się czarne, potem usłyszeliśmy wycie nadjeżdżających karetek. Dobrze, że maszyna zatrzymała się na drzewie, bo nieopodal jest plac zabaw, gdzie bawiły się dzieci, a wokół spacerowała masa ludzi - mówi pani Anna, która przyszła na piknik.

Zanim maszyna się rozbiła, wyskoczył z niej jeden z mężczyzn. Po upadku awionetki zaczął z niej wyciągać pozostałe osoby. Udało mu się uratować dwie, jedna z nich ma ciało poparzone w 80 proc. Mężczyzna nie zdążył ocalić swojego brata, pilota, bo maszyna płonęła i musiał uciekać. - Przypuszczamy, że pilotem był 46-letni mężczyzna z Aeroklubu Babice - poinformowała Katarzyna Padło z małopolskiej policji.

- Do wypadku doszło już po pikniku. Samolot spał poza terenem pokazów - zaznaczał Jarosław Dobrzyński, rzecznik imprezy.

Trzy osoby zostały przewiezione do Szpitala im. Rydygiera oraz Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, są ciężko poparzone. Przyczyny wypadku ustali Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Cessna nie jest wyposażona w czarną skrzynkę, czyli rejestrator parametrów lotu, więc to, co działo się w ostatnich chwilach lotu, zostanie ustalone na podstawie oględzin szczątków.